top of page

"ludzie to Słowa" czyli poemozje Marty Goluch

  • Zdjęcie autora: Klaudia
    Klaudia
  • 24 lut 2020
  • 6 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 14 lis 2020


Jak Ci się podoba Warszawa, jak się tutaj mieszka? Szczególnie w porównaniu z Kaszubami, z których pochodzisz.

Zawsze mówię, że tutaj jest gęściej i są po prostu wyższe mury. Wracając do domu, wysiadam na stacji Gdańsk Wrzeszcz. Wychodzę z pociągu i od razu czuję spokój. Inną rzeczywistość. Pomimo, że Gdańsk też jest dużym miastem to odczuwam tam większą swobodę niż w Warszawie. W rodzinnym domu mam za płotem las i pola - nieograniczoną przestrzeń. Nie mogę powiedzieć, gdzie jest lepiej. Każde z tych miejsc ma swoje zalety i wady. Warszawa mi się podoba za to, że tutaj toczy się całe życie kulturalne. Mogę iść do kina, teatru, na koncert wtedy, kiedy mam na to ochotę. W mniejszych miejscowościach dostęp do kultury jest ograniczony. Pomimo chęci rzadko mam okazję brać udział w ważnych wydarzeniach na Kaszubach, bo zazwyczaj odbywają się one w Warszawie lub innym dużym mieście.

Dlaczego zdecydowałaś się na studia dziennikarskie?

Przeżyłam bardzo różne wizje siebie. Od tych artystycznych jak śpiewanie jazzowe, aktorstwo czy reżyseria do najbardziej abstrakcyjnych jak chemia i astrofizyka. Standardowe plany o medycynie czy prawie też przemknęły mi przez myśl. Ale od 13 roku życia moją pasją jest dziennikarstwo. Wtedy uczęszczałam na zajęcia do Kartuskiego Centrum Kultury, szlifując swój warsztat. Wybrałam ten kierunek ze względu na uniwersalność i wszechstronność, jaką mi daje. Pozwala mi rozwijać się na różnych płaszczyznach, nie ogranicza mnie artystycznie, a wręcz daje możliwość poznania czegoś nowego. Powtarzam za Albertem Camusem - „Dziennikarz to historyk chwili”. I myślę, że ma rację. Dziennikarstwo pozwala zajmować się historią, do której mam ogromną pasję, ale także opowiadaniem zdarzeń i ludzi, czym się zajmuję w swoich poe(mo)zjach. Dlaczego akurat w Warszawie? Uznałam, że daje największe możliwości medialne. Tutaj znajduje się siedziba większości mediów, które mnie interesują. Mam większe szanse dostania się na staż w radiu czy telewizji. Ponadto uważam, że trzeba poszerzać horyzonty, a Warszawa jako nasza stolica w pełni zasługuje na poznanie jej od środka.


Kto jest Twoim mentorem?

Oj to trudne pytanie. Mogę powiedzieć, że moim największym autorytetem jest Agnieszka Osiecka, nie tylko w przestrzeni twórczej, ale przede wszystkim życiowej. Nie chcę tu porównywać pod kątem artystycznym, ponieważ to zupełnie inne częstotliwości, ale Osiecka jest dla mnie inspiracją życiową. Ona też poniekąd opisywała historię ludzi, bywa w niej ta dziennikarskość, którą niewyobrażalnie cenię. Wiele osób zapomina o tym, że ukończyła dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim i kojarzy ją głównie z twórczością poetycką. Ona sama mówiła o sobie, że tworzy rymowane reportaże, a jej piosenki nie były stricte piosenkami. Dlatego też tu jestem. Pomyślałam, że pójdę w ślady mojej największej życiowej inspiracji i spróbuję dziennikarstwa w Warszawie. Często dopatruje się wielu różnych powiązań, czuję takie powiązanie dusz, chociaż nigdy nie miałam okazji poznać Agnieszki Osieckiej. To jest to pokolenie, którego nie miałam okazji doświadczyć, ale czytałam o niej wiele książek, jej utworów i często utożsamiam się z historiami, które wydarzyły się w jej życiu. Szczególnie w jej relacjach międzyludzkich, sposobie funkcjonowania w życiu towarzyskim, mijania się z miłością - dopatruję się siebie. Osiecką doceniam za to, że znalazła swoją ścieżkę, znalazła dla siebie miejsce w tym niełatwym artystycznym świecie.

Co Cię urzeka w poezji?

Zaczynałam od tej minimalistycznej wersji, która jednak jest bardzo plastyczna, więc w jednej frazie możesz zawrzeć naprawdę głęboką myśl. I to chyba mnie najbardziej urzeka w poezji, że ta niewielka objętością forma może przekazać tyle wniosków, refleksyjnych słów. Prostym przykładem jest fragment z mojego tomiku: „piękni dwudziestoletni, a lęków za dwustu umarłych”. Nie ma też co porównywać odbioru tej poezji, którą znajdziemy w kanonie jak Mickiewicz czy Herbert z dzisiejszymi twórcami. Zauważyłam, że teraz często teksty udostępniane przez social media są uznawane za twórczość, gdzie mnie niekoniecznie to przekonuje tak jak np. Czechowicz, którego utwory wywołują we mnie niepokój. Ale nie strach czy rozpacz, ale niepokój prowadzący do katharsis. To też jest piękne w poezji, że z takich bardzo przygnębiających myśli możemy przejść do oczyszczenia i pozytywnego nastroju, który daje radość i siłę. Wracając do pytania, moje pierwsze doświadczenia są związane z poezją, teraz obcuję z prozą poetycką i formą, którą tchnęłam do życia – poemozjami, czyli poetyckimi reportażami, wyrwanymi z naszej codzienności. To są realne historie, które się dzieją, ale są opisywane w poetycki sposób. Zapomniałam też o najważniejszej wartości, jaką najbardziej cenię i jaką daje poezja – wolność.

Zdradzisz nam swoje największe zawodowe marzenie?

Za swój największy zawodowy sukces uznam prawdziwy reportaż, który będzie posiadał wszystkie cechy gatunkowe i ktoś zauważy w tym tekście reportaż takim, jakim powinien być. Mówię tu o formie książkowej. Jestem ciekawa siebie, czy będę w stanie poskromić chęć poetyckich refleksji i napisać stricte reportaż. Jednak po drodze do tej formy chciałabym wprowadzić w nim odrobinę literackości, poezji. Wychodzę z założenia, że to styl, którym się posługujemy nadaje nazwę gatunkowi. Jestem świadoma, że poezja kłóci się z literaturą faktu, są to dwie skrajne opcje, ale kieruję się w życiu wolnością. Dlatego liczę, że te fakt mogą być podawane w przyjemnej frazie docierającej i zrozumiałej dla wszystkich odbiorców. Sam Mariusz Szczygieł, jeden w wybitniejszych współczesnych reportażystów, odchodzi od schematu. Możemy znaleźć jego refleksje, które nie są tak poetyckie jak moje, ale odbiegają od czystej formy. Jeśli chodzi o inne zawodowe marzenia to ustabilizowanie, robienie tego, co kocham, czyli najpewniej dziennikarstwo muzyczne. Chociaż tekst „rób to, co kochasz” jest jednym z najbardziej banalnych tekstów, zawiera w sobie całą prawdę i nie trzeba go nawet metaforyzować.

Jak się czułaś, kiedy w wieku 19 lat wydawałaś książkę? Wiem, że to nie Twoja jedyna książka, ale pierwsza wydana przez wydawnictwo, więc można powiedzieć, że poważna.

Faktycznie, mój debiut poetycki przypadł na rok 2015, kiedy uczęszczałam do drugiej klasy gimnazjum. Tomik nosi tytuł „Poezje”, opowiada o dziewczęcych, nastoletnich zetknięciach z rzeczywistością i pierwsze próby opisania jej w inny sposób, jaki kojarzył mi się z moją wrażliwością. Obydwa tomiki redagował mój przyjaciel Piotr Smoliński, dzięki niemu wysłałam swoją propozycję do wydawnictwa Anagram, z którym był zaprzyjaźniony zawodowo (również wydano jego książki). Sam proces powstawania „ludzie to Słowa” był bardzo ciekawym doświadczeniem. Dużo rozmawialiśmy z Piotrem o mojej poezji. Praca nad książką dotyczyła nie tylko korekty, kolejności tekstów, mojej wizji zgodnej z oczekiwaniami wydawnictwa, ale obejmowała również fotografie autorstwa Marysi Janickiej. Czuwałam też nad projektem okładki. To wszystko sprawiło, że poczułam, że to wyjątkowy, ważny moment. Uświadomiłam sobie, że w wieku 19 lat tworzę coś, co będzie moją wizytówką. I to wszystko na początku moich zmagań z poezją. Cieszę się, bo jest to książka nie skupiająca się tylko na tej właściwej poezji, ale zawiera również teksty innego rodzaju jak poemozje, prozę poetycką. „Ludzie to Słowa” skupia nie tylko różne gatunki, ale też można je podzielić na okresy mojej twórczości, bo to były różne lata, a właściwie na pory roku. Czuć w tej poezji, kiedy miałam na co ochotę, co się wydarzyło. Wiek to dla mnie tylko metryczka, nie czułam się wyjątkowo, wydając książkę tak młodo. Jeżeli ja w tym momencie się czuję gotowa na to, żeby coś zrobić to po co mam czekać?

Angażowałaś się w wiele akcji społecznych, które miały na celu podniesienie świadomości mieszkańców Twojego regionu. Uważasz, że spełniły swój cel?

Myślę, że każdy rodzaj aktywności społecznej zakłada jakiś cel i go realizuje z lepszym czy gorszym skutkiem. Nawet jeśli nie docierasz do zbyt wielu odbiorców dzięki działaniom mediów, które informują, że takie wydarzenie miało miejsce zapada ono w pamięć i tkwi w świadomości. Założeniem nie musi być dotarcie do jak największej ilości osób, ale to, żeby akcja faktycznie zmieniła coś w postrzeganiu danej kwestii przez ludzi. Brałam udział w akcjach lokalnych jak przygotowywanie młodych ludzi do głosowania w 2018r., ale także ogólnopolskich protestach. Doświadczenie pozwala mi mówić, że ważny jest sposób tej aktywności. Zawsze powtarzam, że gdyby każdy wyszedł z domu i okazał swój pogląd na daną kwestię to zgromadziłoby się wielu ludzi i być może miałoby to faktyczny wpływ na np. politykę naszego państwa. Ja mam poczucie spełnionego obowiązku, ale także satysfakcji, że funkcjonuję w moim kraju i działam na rzecz jego dobra. Nigdy nie odbieram udziału w akcji społecznej jako straconej szansy czy zmarnowanego czasu.

Często powtarzasz, że piszesz o ludziach, a książka nosi tytuł „ludzie to Słowa”. Co więc chcesz przekazać w swoich utworach?

Czasem nawet posługuję się zwrotem, że piszę ludzi i ich spisuję. My we współczesnym świecie, zgiełku i zamieszaniu, które nas otacza zapominamy o podstawowych potrzebach, historiach dnia codziennego, a ja czuję w sobie poetycki aktywizm społeczny. Spisuję historie ludzi, których mijam na ulicach, peronie czy w pociągu. Oni w danej sytuacji, okolicznościach oddziałują na moje postrzeganie rzeczywistości, dnia, świata, narodu. „Ludzie to Słowa” to książka nie tylko o ludziach, ale też o emocjach. Znajdują się tam też historie związane z formą aktywizmu społecznego, bo mogę śmiało powiedzieć, że tomik zawiera poezję patriotyczną. Może nie jest ona tak transparentna i łatwa do określenia jak poezje mickiewiczowskie, ale to współczesny rodzaj poezji patriotycznej.

Kto jest Twoim największym wsparciem?

Mama. I to mówię zawsze. Była ze mną na każdym spotkaniu autorskim, koncercie, występie. Ale wspiera mnie też na co dzień, kiedyś przy kominku w salonie, dzisiaj przez telefon. Ona zawsze jest przy mnie, jej głos towarzyszy mi każdego dnia. Wszczepiłam się w nią, a ona we mnie. To osoba, która zawsze wspierała każdą moją decyzję. Chyba nic więcej nie dodam, po prostu mama znaczy wszystko.

Jakie jest Twoje motto życiowe?

Dum spiro, spero - dopóki oddycham, mam nadzieję/wierzę. I myślę, że to napędza moje życie. Nadzieja i wiara są może oddziaływaniem metafizycznym i śnimy sobie, że to nie wiążę się z naszą codziennością, a są to kwestie poruszane w naszych domysłach i nigdy się z tym nie ujawniamy to mówię otwarcie, że mam nadzieję. Pomimo że coraz częściej miewam czarne myśli to gdzieś się pojawia ta nadzieja, która wynika z tego, że jestem.


 
 
 

Comments


© 2023 by Andy Decker. Proudly created with WIX.COM
bottom of page